Czarne stopy


Streszczenie

Autorka powieści jest Seweryna Szmaglewska. Została ona wydana w 1960 r.

Czarne stopy to nazwa drużyny harcerskiej, w skład której wchodzili chłopcy mieszkający w internacie. Jej drużynowym, a więc przywódcą był Andrzej Wróbel. Gdy nadeszły wakacje wszyscy chłopcy szykowali się do wyjazdu w Góry Świętokrzyskie. Wspólnie przygotowywali sprzęt harcerski i wszystko co było im potrzebne na wyprawie. W szkole było dwóch woźnych. Jan I Miękki oraz Jan II Twardy, ktory uwazal ze uczniow należy trzymać krótko.

Rudowłosy Franek Fobusz przedrzeźniał woźnego Jana II Twardego. Ten od razu doniósł o tym wychodzącej ze szkoły sekretarce, ale ta nie wyciągnęła żadnych konsekwencji wobec Franka. Rudem wiec sie upieklo. Następnie drużynowy Andrzej Wróbel zwołał zbiórkę. Okazalo sie, ze brakuje najmlodszego Marka Osinskiego. Postanowiono go poszukac. Ku zdziwieniu wszystkich okazalo sie, ze Marka nie ma w internacie a jego rzeczy zginely. Jeden z chlopcow wspomnial, ze wyjazd Marka nie byl pewny, ze wzgledu na problemy finansowe. Harcerze postanowili odnalezc kolege.

Druzynowy Andrzej Wrobel dotarl w koncu do domu opiekuna Marka. Byla nim niesympatyczny brodacz, alkoholik. Pil on wtedy wodke i probowal namowic Andrzeja, aby tez wypil. Mezczyzna byl arogancki i oznajmil stanowczo, ze nie pozwoli Markowi jechac na oboz, gdyz nie da mu na to pieniedzy. Dodal tez, ze specjalnie umiescil Marka w internacie, zeby zaoszczedzic na jego utrzymaniu. Druh oznajmil, ze Marek pojedzie na oboz czy mu sie to podoba czy nie. Nie zdolal jednak uzyskac informacji, gdzie Marek sie znajduje. Gdy harcerze wracali, byli zaskoczeni, ze nic nie wiedzieli o Marku i  jego sytuacji. 

Gdy wrocili do internatu, poszli wczesnie spac, gdyz nastepnego dnia czekala ich podroz. W nocy wszystkich obudzil krzyk gospodyni Walerii, ktora twierdzila, ze widziala diabla. Wrobel kazal chlopcom odprowadzic pania Walerie do jej pokoju a sam rozpoczal sledztwo. Na balkonie znalazl ksiazke “Maly Bizon” autorstwa Arkadego Fidlera, a w niej karte biblioteczna Marka Osinskiego. O polnocy na Andrzeja spadla czarna postac. Po krotkiej szamotaninie udalo mu sie wyswobodzic i okazalo sie ze byla to tylko kukla ubrana na czarno. Sterowal nia ukryty w szafie Marek. Andrzej kazal mlodemu isc spac, gdyz rano wszyscy wyruszaja na oboz. Marek nie dowierzal, ze tez bedzie mogl pojachac z nimi.

Nad ranem Andrzeja obodzil obozny, Kazimierz Kazimierski, ktory stwierdzil ze taki ananas jak Marek nie powinien jechac na oboz, gdyz moze zle wlywac na innych chlopcow. Wrobel odparl, ze wlasnie tacy chlopcy powinni byc otoczeni szczegolna opieka. 

Po jakims czasie cala druzyna wyjechala ciezarowka na oboz. Jej kierowca byl ojciec Zenka, jednego z harcerzy. 

Gdy dojechali na miejsce, rozlozyli oboz naprzeciw Gory Radostowa w Gorach Swietokrzyskich, na zboczu Diabelskiego Kamienia. Na miejscu przywital ich Puma i Hindus. Puma byl studentem AWF-u a Hindus byl jego bratem. Harcerze zabrali sie do rozbijania obozu a Marek zostal poproszony o przyniesienie sledzi. Ten po chwili oznajmil, ze w lodowce nie ma sledzi przez co wszyscy mieli z niego niezly ubaw. Marek nie wiedzial, ze namioty przytwierdza sie do podloza metalowymi sledziami. 

Na jego szczescie szybko nadazyla sie okazja, aby sie zrehabilitowac. Tylko on wiedzial, ze miejsce, w ktorym sie rozbili, bylo opisane w “Puszczy Jodlowej” Stefana Zeromskiego. Okazało się, że Marek jest bardzo oczytany i został mianowany bibliotekarzem obozu.

Na zbiórce poszczegolne zastepy wybierały dla siebie nazwy. Najmłodszy zastęp, dowodzony przez Maćka Osę, wybrał sobie nazwę Czarne Stopy (podsuniętą przez Marka). Pozostałe zastępy nazywały się: PIHM (Państwowy Instytut Hydrologiczno-Meteorologiczny), Żurawie, Białe Foki i Kontiki.

Nastepnie obozny Kazimierski oglosil, ze tej nocy nie bedzie ogniska, gdyz wszyscy zajma sie upychaniem siana do siennikow, aby zorganizowac sobie miekkie podloze do snu. Wieczorem, gdy harcerzy ogarniała senność, do namiotu wparował obozny, ktory rozkalaz wszystkim isc do rzeki Lubrzanki, wziac kapiel i umyc menaszki. 

Pierwsza noc okazał się dla Marka bezsenna, dlatego wyszedł z namiotu. Spotkał Bochenka i Korka, którzy odbywali nocna warte. Marek namowil ich, aby z ubrań wypchanych słomą zrobić kukły przedstawiające radę drużyny. Ucharakteryzowali je w taki sposób, że każda kukła wyobrażała jednego z dowódców obozu. I tak powstały kukły zastępowego Patelni, Maćka Osy, Dąbrowskiego, oboźnego Kazimierskiego, Puchatka, Pumy, Hindusa, Longinusa (który był przewodniczącym Żurawi) oraz drużynowego Andrzej Wróbla. Kukły zostały umieszczone w największym namiocie, który służył za jadalnię. Nagle Patelnia odkrył kawał chłopców i wydawalo sie nic z niego się nie uda. Okazalo sie, ze mial on poczucie humoru, gdyż postanowił im nie przeszkadzać. Kukla Wróbla została umieszczona na dachu namiotu.

Rankiem Marka obudziły salwy śmiechu jego kolegów, którzy zobaczyli kukły. Nie wszystkim dowcip przypadł do gustu. Nie podobało się to oboznemu Kazimierskiemu. Ponadto okazało się że mundur Wróbla przemókł w nocy a podczas ściągania został przedziurawiony. Marek miał z tego powodu wyrzuty sumienia i poszedł do Wróbla wyznać mu prawdę. Tam usłyszał jak Kazimierski skarży na Marka a ten nadal go broni i nie ma nic przeciwko takim artystycznym wybrykom chłopców. 

Oboźny nie był zadowolony, że Wróbel jest tak pobłażliwy wobec chłopców. Dlatego po śniadaniu ogłosił, że potrzebuje kilku ochotników o zdolnościach artystycznych. Pech chciał, że zgłosili się wszyscy ci, którzy wykonywali w nocy kukły. Zadanie do wykonania okazalo sie nie byc artystycznym, lecz porządkowym. Musieli oni przygotować miejsce na ognisko, pozbierać kamienie i gałęzie a także wykopać rów. Następnie przy pomocy saperek musieli oni, posprzątać krowie placki. Podczas tej czynności Marek, poznał dziewczynę z sąsiedniego obozu. Po kilku godzinach harcerze zakończyli prace.

Do obozu przybyła ekipa Polskiej Kroniki Filmowej. Kręcili reportaż na temat harcerzy. Najbardziej zainteresowały ich kukły. Jako ze prawie kazdy mial wykonana kukle z wyjątkiem bibliotekarza, postawiono Marka miedzy manekinami a do rąk dano mu pudełko z napisem “biblioteka czynna od 5 do 7”. Rolę publiczności odgrywały druhny z sąsiedniego obozu. Twórcy kukiel  święcili triumf, a oboźny chodził dumny i zdawał się w ogóle nie pamiętać o swoim niedawnym gniewie.

Następnie rozpalono ognisko. Zgodnie z tradycja powinno sie je rozpalic uzywajac osmolonej głowni z ostatniego ogniska. Andrzej Wrobel przyniósł glownie z harcówki i rozpalil ogien. Nastała wesoła atmosfera. Kucharz podał harcerzom szyszki. Śpiewano harcerskie piosenki. Druh ogłosił konkurs między zastępami polegający na tym, że wygra zastęp, który zbierze jak najwięcej informacji o ziemi kieleckiej, Puszczy Jodłowej i Górach Świętokrzyskich. 

Nastał pierwszy tydzień lipca a atmosfera w obozie była wyśmienita. Pewnego dnia odwiedził ich staruszek z pobliskiej wsi, którego zdziwiło, że chłopcy śpią na twardych łóżkach. Wtedy opowiedział zabawną historyjkę o Sowizdrzale, który spał na jednym gęsim piórze. Rano strasznie źle się czuł i dziwił się jak ludzie mogą spać na poduszkach pełnych piór skoro on spał na jednym a już tak źle się czuje.

Po ognisku Osa ogłosił, że tej nocy wartę będą pełnić Czarne Stopy. Między północą a drugą nadeszła kolej na Marka i Felka. Byli bardzo senni, ledwo udało im się wstać na ich zmianę. Usiedli pod namiotem i aby nie zasnąć rozmawiali. Felek opowiedział historię swego wujka. Następnie Marek poszedł się przejść po obozie. Nagle zobaczył coś czarnego co przeszło obok namiotu z żywnością. Uznał jednak, że mu się zdawało i wrócił do kolegi. W końcu senność wzięła górę i obaj zasnęli.

Rankiem następnego dnia wszyscy udali się nad rzekę, aby się wykąpać. Oboźny rozkazał harcerzom, aby przynieśli do obozu dużo kamieni. Chłopcy żartowali, że potrzebne są na zbudowanie pomnika oboźnego. W rzeczywistości obóz był rozłożony na pochyłości i prycze umieszczone na miękkiej ziemi przesuwały się. Dlatego chcieli wzmocnić podłoże kamieniami. 

W obozie rozległa się wrzawa, gdyż okazało się, że zaginął zapas serdelków. Osiński przyznał Wróblowi, że w nocy widział coś dziwnego ale to zlekceważył. Zastęp postanowił odnaleźć złodziejaszka. Wszyscy wyruszyli na poszukiwania. Marek na szczycie góry Radostowej znalazł kawałek papieru, w który były zawinięte serdelki. Zajrzał w zarośla i natychmiast pobiegł do obozu poinformować o tym co znalazł. Po drodze znalazł też dwa zagubione serdelki. 

Gdy dotarł do obozu, nie wyjawił nic o swoim odkryciu, gdyż oboźny traktował go ironicznie. Powiedział jedynie Felkowi. Po obiedzie obaj udali się na Radostową, lecz nie mogli swobodnie rozmawiać, gdyż natrafili na druhnę z sąsiedniego obozu. Dziewczyna wypytywała o postępy w śledztwie. Chłopcy nie chcieli jednoznacznie odpowiedzieć a ich mętne tłumaczenia usłyszeli Puma, Hindus i oboźny, którzy uznali, że w kradzież serdelków zamieszany jest Marek.

Gdy Marek i Felek odeszli, oboźny z towarzyszami ruszył dalej. Na ścieżce znaleźli figurę z tarniny do której przymocowane były muchomory. Nad nią dostrzegli strzałkę i znak symbolizujący list. Postanowili sprawdzić dokąd zaprowadzą ich te znaki. Wszyscy uznali, że znaki te zostawił Andrzej Wróbel.

Tymczasem w obozie zorganizowano podchody. Oboźny nie wziął w nich udziału, gdyż twierdził, że musi coś sprawdzić. Ćwiczenia poprowadził więc Andrzej Wróbel. Podchody polegały na tym, że harcerze ukrywali się w odległości 400 kroków od Andrzeja, który stał do nich tyłem. Następnie gwizdał, co było sygnałem, żeby się szybko ukryli, po czym odwracał się i wskazywał tych chłopców, którzy nie ukryli się dostatecznie dobrze. Wskazani odpadali z gry. Następnie zadanie powtarzano po wielokroć. Okazało się, że całe zadanie wygrał Marek Osiński, który niepostrzeżenie dotarł do samego Andrzeja. Zadanie nie było łatwe, gdyż raz głowami zderzył się z kolegą a innym razem, gdy był w ukryciu dokuczały mu osy.

Po powrocie do obozu okazało się, że oboźny Kazimierski zrobił rewizję w rzeczach Marka i odnalazł tam papier i dwa serdelki. O wszystkim poinformował Wróbla, który nie był pocieszony. Gdy spotkał Pumę i Hindusa, ci powiedzieli, że szli po jego znakach ale nie odnaleźli żadnego listu. Zaskoczony tym Andrzej odparł, że nie zostawiał żadnych znaków i nie wie o co chodzi. Gdy Puma wszystko mu wyjaśnił, Andrzej postanowił sam rozwiązać zagadkę. Udał się tropem trzcinowych strzałek i odnalazł list. Podpisało się pod nim niejakie Leśne Oko. W liście donosi, że był w nocy w obozie i wie kto ukradł serdelki. Ponadto Leśne Oko poprosiło w liście o zachowanie tajemnicy. To wszystko było na tyle dziwne, że Andrzej Wróbel uznał, że jest to test robiony przez Kwaterę Główną Związku Harcerstwa Polskiego, który w ten sposób chce się przyjrzeć organizacji obozu.

W nocy silny wiatr zerwał namiot Białych Fok. Zrobiło się duże zamieszanie. Na szczęście harcerze zdołali ponownie przytwierdzić namiot. Wtem z ciemnego lasu rozległ się śmiech. Wróbel jako jedyny wiedział, że należał on do Leśnego Oka, gdyż ten zostawił u niego list pisany alfabetem Morse’a, w którym krytykował harcerzy za nieumiejętność poprawnego przymocowania namiotu. Andrzej nie pokazał listu oboźnemu.

Rankiem nadszedł leśniczy ze swoim oswojonym jelonkiem. Doniósł, że nocny wicher porozrzucał siano i połamał płoty w okolicznej wsi, Mąchocice. Harcerze wyruszyli na pomoc a w obozie zostały tylko Czarne Stopy, które sprzątały po nocnej wichurze. Gdy harcerze wrócili z Mąchocic, przynieśli dwa kosze malin a mniejszy z nich wręczyli Czarnym Stopom. Marek Osiński na dnie kosza odnalazł wiadomość od Leśnego Oka. Był to fragment kory, na którym wycięto napis, iż ten patrzy na nich.

Marek postanowił wyjaśnić sprawę kradzieży serdelków, gdyż wiedział, że wszyscy podejrzewają jego. W nocy udał się na górę Radostową. Gdy przechodził obok namiotu z jedzeniem, zapaliło się światło i pojawił się oboźny, który zorganizował obławę na złodzieja. Na szczęście Marek zdołał ukryć się w krzakach i powrócić do swojego namiotu.

Rankiem na śniadanie chłopcy dostali czarną kawę, gdyż w nocy ktoś ukradł zapas mleka. Marek dostrzegł, że ktoś mrugał z lasu światłem, wysyłając w ten sposób wiadomość przy pomocy alfabetu Morse’a. Według niej, musiał “odczytać patelnię”. Tak też zrobił. Na spodzie patelni była wiadomość od Felka, który prosił o spotkanie przy krzywej brzozie. Felek napisał wiadomość, gdy mył naczynia nad rzeką. Marek odpisał na patelni, że nie może się tam udać.

W końcu nadszedł dzień wyprawy w celu badania okolicy. O 5 rano padał deszcz. Po śniadaniu przestało padać i zastępy wyruszyły. Powrót miał nastąpić następnego dnia o zachodzie słońca. Andrzej został w obozie, gdyż miał sprawy do załatwienia.

Czarne Stopy były prowadzone przez Pumę. W miejscowości Ciekoty spotkali gospodarza, który poczęstował ich malinami i opowiedział ciekawe historie o Stefanie Żeromskim, którego znał. W dalszej podróży harcerze dotarli do pola, na którym starzec układał kopy siana. Postanowili mu pomóc w ukryciu. Gdy starzec nie patrzył, młodzi układali kopy za jego plecami. Gdy ten się odwracał, chłopcy ukrywali się. W ten sposób odniósł wrażenie, że jakaś tajemnicza siła wykonuje za niego pracę. Uznał, że to węgierski królewicz Emeryk, który był zamieniony w kamień. Legenda głosiła, że od wieków wędrował on na górę Święty Krzyż a gdy tam dotrze nastąpi koniec świata. Chłopy ujawnili się staruszkowi, który następnie opowiedział im wiele wojennych historii oraz legend.

Następnie zastęp Czarnych Stóp rozłożył sie na polanie i chciał zrobić notatki z tego co usłyszeli, ale nie pozwolił im na to rozjuszony byk, który ich zaatakował. Chłopcy ukryli się na drzewie i stracili dużo czasu. Później na polanie pojawił się wyżeł. Byk od razu na niego ruszył i strasznie go poturbował. Tylko interwencja harcerzy uratowała życie psa, gdyż chłopcy ponownie odciągnęli uwagę byka. Po tej przygodzie szybko ruszyli do obozu, aby zdążyć przed zachodem słońca. Decyzją Andrzeja zwycięskim zastępem były Białe Foki.

Następnie Wróbel ogłosił nowy konkurs. Na stolnicy umieścił następujący napis: „Peijote kaubea deo jotakaubea…”. Ten kto go rozszyfruje dostanie nagrodę. Wygrał Marek, który powiedział, że jest to zaszyfrowany początek piosenki “pije Kuba do Jakuba”. W nagrodę Czarne Stopy dostały organki. 

Następnie Marek poszedł do Andrzeja i wyznał prawdę o nocnym złodzieju. Marek wiedział, że była nim wyżlica, która kradła jedzenie dla swoich szczeniąt ukrytych w szopie na Radostowej. Dodał, że nie chciał wyjawić prawdy wcześniej, gdyż bał się, że oboźny zabroni dokarmiać szczenięta. Teraz obawiał się że poturbowana przez byka wyżlica nie będzie mogła opiekować się młodymi.

W nocy rozległ się alarm a z wąwozu dochodziły czyjeś jęki. W obozie nie było też Wróbla. Nagle Leśne Oko nadało świetlną wiadomość: „Zachowajcie spokój. Drużynowy już wraca. Jestem z wami.” Marek z kolegami udali się w dół wąwozu, mimo zakazu oboźnego. Andrzej przenosił przez rzekę wyżlicę, lecz ta wypadła mu z rąk. Psa uratował jakiś mężczyzna, który natychmiast zniknął. Okazało się, że wyżlica przenosiła szczenięta do obozu, czując zapewne, że ludzie im pomogą, gdy ją opuszczą siły.

Następnego dnia do obozu przybył ojciec jednego z harcerzy i zabrał psa do weterynarza. Małe psiaki zostały w obozie. Ten którego przyniósł Marek nazwano Czarną Stopą, gdyż był cały biały i miał tylko jedną łapkę czarną. Drugiego szczeniaka nazwano Biała Foka, trzeciego PIHMKA, czwartego Żuraw i piątego Kontiki. Wszystkie imiona były więc takie same jak nazwy zastępów. Pieski zadomowiły się w obozie i wszyscy je bardzo lubili z wyjątkiem oboźnego. Harcerki z sąsiedniego obozu często odwiedzały szczenięta.

Z końcem lipca obóz dobiegał końca. Harcerze pomagali rolnikom przy żniwach. Sprawa wyżlicy wyjaśniła się. Okazało się, że wabi się Chmura i odkąd zmarł jej pan błąkała się po lesie.

Pewnego wieczoru zorganizowano ognisko dla okolicznej ludności. Były śpiewy i występy artystyczne. Czarne Stopy odtańczyły taniec indiański. Nagle znowu pojawiły się świetlne sygnały od Leśnego Oka. Drużynowy Wróbel próbował zaprosić go na ognisko, lecz bezskutecznie. Harcerze śmiali się, że „jakaś Goplana kusi naszego drużynowego”, podejrzewając tym samym, że Leśnym Okiem jest jakaś dziewczyna.

Po ognisku Leśne Oko dał znak, że nocą zdobędzie maszt, dlatego harcerze wzmogli straże, aby do tego nie doszło. Pilnowaniem samego masztu zajęły się Czarne Stopy. Marek wymyślił, żeby przy maszcie ustawić kukłę uformowaną z koców i przykryć ją harcerską peleryną, co miało z daleka wyglądać na strażnika. W nocy psy zaczęły szczekać wokół wysokiego dębu. Harcerze pobiegli tam, lecz pewnym czasie okazało się, że na drzewie ukrył się kot. W tym czasie, kiedy ich uwaga była odwrócona, Leśne Oko ukradło proporczyk a na maszcie zawiesiło liść łopianu z dziurkowanym napisem.

Rankiem drużynowy obudził się na dziwny ptasi dźwięk i postanowił to sprawdzić. Okazało się, że wydawał go Leśne Oko. W końcu poznał prawdę, kto krył się za tą tajemniczą postacią. Był nim mężczyzna z pokaleczoną w czasie wojny twarzą i bez jednej ręki. Nie pozwolił on Andrzejowi zbliżyć się do siebie. Wyjawił mu za to jak zdobył proporzec. Najpierw wypuścił kota, aby odwrócił uwagę psów a potem, gdy nikt nie widział zabrał flagę. Wyznał też, że stosował tę samą metodę w czasie wojny jako partyzant, gdy chciał zmylić ścigające ich przy pomocy psów oddziały niemieckie. Mężczyzna wypomniał też drużynowemu, że zbyt słabo stara się zainteresować harcerzy najnowszą historią tych ziem, gdzie dzięki walce z okupantem, może tu teraz rozbrzmiewać śmiech. Andrzej zaproponował mu, aby poszedł z nim do obozu i zorganizował pogadankę. Ten jednak nie chciał się pokazać dzieciom, gdyż był zbyt oszpecony.

Gdy nadszedł czas odjazdu, drużynowy oznajmił, że dostał list od Leśnego Oka, który zostanie odczytany na pierwszej zbiórce po powrocie. Dodał też, że Leśne Oko przypatrywał się wszystkim harcerzom i bardzo ich polubił, dlatego też jeśli którykolwiek z nich poczuje smutek lub którego spotka jakaś przykrość, może pisać do niego.

Następnie chłopcy odjechali. W trakcie powrotu zepsuł się ich samochód, którego naprawa trwała dwie godziny. Zbieg okoliczności sprawił, że w tej właśnie miejscowości, gdzie naprawiali auto, wakacje spędzała pani Waleria. Kobieta z przyjemnością przygotowała chłopcom posiłek. Ci opowiedzieli jej, że cztery szczenięta odnalazły już nowego właściciela. Jedynie Czarna Stopa nie miała pana, więc postanowili zabrać ją do internatu. W końcu ruszyli w dalszą drogę. Marek Osiński trzymał na nogach pieska i planował napisać do Leśnego Oka list „o naszej drużynie… o naszej szkole… o najważniejszych sprawach”.